Cel bloga: o wszystkim co otacza i o wszystkim co mnie wkurza - dla poprawy swojego nastroju
Od czego by tu zacząć? Od tego dobrego czy złego? W zasadzie jest więcej złych niż dobrych, bo mnie życie zrobiło psikusa. Będąc maleńki miałem zapalenie opon mózgowych i przez to mam wadę słuchu i wzroku. Wzrok ucierpiał najlżej, gorzej ze słuchem - ubytek na oba uszy o 50%, więc aparaty słuchowe muszę nosić. Są też ludzie, którym mimo wszystko dobrze się wiedzie, ale ja chyba nie należę do nich. No cóż... tak bywa. Szczęście nie jest mi pisane.
W przedszkolu miałem koleżankę Ewę, z którą dobrze się rozmawiało i bawiło. Nawet zdjęcie pamiątkowe wisiało na ścianie. Z chwilą pójścia do szkoły drogi nam się rozeszły. W szkole miałem kolegę Karola, z którym początkowo się przyjaźniliśmy, a na koniec szkoły już coś się popsuło. Jak coś powiedziałem a mu się to nie podobało, to mówił "ale kwas". Potem ograniczenie kontaktów do pozostawiania sobie listów pod szafą biblioteki szkolnej. Dziwne? Nie? Potem szkoła średnia. Gadało się z kolegami, ale tylko w szkole. Żadnych spotkań nie było po szkole, albo nawet były, ale nie byłem zapraszany. Studia podobnie. Efekt? Nie mam żadnego przyjaciela ani przyjaciółki. W domu brat wymykał się do kolegów, ojciec pilnował swojego nosa. Nie miałem w nich partnerów do rozmowy. Pewnego dnia, przez net, poznałem przyszłą moją żonę. Fajnie się gadało, było super, potem byliśmy parą i wzięliśmy ślub, Był nawet tekst do niej: czy wiesz co robisz? Był tekst do mnie też: ona nie jest dobrym materiałem na żonę. Hmmm... Coś mi tu śmierdziało. Czyżby moja niepełnosprawność, że tak powiem? W pracy też żadnych przyjaźni nie mam. Aż do tego stopnia, że teraz siedzę w pokoju sam :( Koleżanka i kolega z pokoju na urlopach. Nikt do mnie nie zagląda, nie zagada...
Może jestem dziwny? Nie jestem specjalnie towarzyski, bo imprez unikam jak ognia, bo hałas mi przeszkadza w zrozumieniu drugiej osoby, która mówi do mnie. Dźwięki, które są w tle zlewają się z głosami osób, więc mam koktajl dźwiękowy. Siła wyższa, nic na to nie poradzę. Historia przykra i nie jestem w stanie zrozumieć, dlaczego tak się dzieje. Żona wychodzi z przyjaciółkami na zakupy, na kawę, na lody. A ja zostaję z dziećmi wieczorami, żeby babci nie ściągać. Ja bym się napił z kimś piwka, poszedł na kręgle, ale nie mam z kim... Cholera! Teściowie jak nie muszą, to nie rozmawiają ze mną, chyba, że wyskoczy temat. Cokolwiek potrzeba, to przez żonę czasami potrafią przekazać.
Z ojcem i bratem nie utrzymuję kontaktu, bo na obiedzie poślubnym mi się nie pojawili o zostawili teściom cały rachunek do spłacenia.
Straciłem wiarę w siebie! Nie wiem co począć, aby być szczęśliwym. Ratunku! Co robić, abym zaczął normalnie funkcjonować a nie w izolacji?